czwartek, 27 lipca 2017

Inżynierowie renesansu

Czym się różnią naukowcy od techników? Zagadnieniu temu poświęcono wiele farby drukarskiej, ale wciąż niedoścignione jest spostrzeżenie, którego dokonał ongiś D. J. de Solla Price, Otóż zdaniem tego naukoznawcy, przyrodnicy chcą piiać, ale nie chcą czytać, inżynierowie natomiast unikają jak się da pisania, chętnie oddając się lekturze. Wynika to z historycznie ukształtowanego przymusu publikowania, jaki obowiązuje naukowców. Sądy naukowe nie mają znaczenia, jeśli nie zostaną zaakceptowane przez społeczność badaczy. Akceptacja ta jest możliwa tylko wtedy, gdy zainteresowani i kompetentni znawcy przedmiotu będą mieli dostęp do treści tych twierdzeń. Wynikałoby z tego oczywiście, że uczony powinien i czytać, i piBać, ale przecież nikt nie rozlicza go z godzin samotnej lektury; to, co ,,widać”, to tylko publikacje.
Szczególna ,,fobia lekturowa’1 dręczy uczonych dwudziestowiecznych, bowiem w wyniku eksplozji informacyjnej nie nadążają oni z czytaniem nawet najbardziej podstawowych w swojej dyscyplinie prac... które zresztą okazują się częstokroć nie takie znowu podstawowe, ot, pisze je się, aby zadośćuczynić sformalizowanemu przymusowi posiadania publikacji. A inżynierowie? Ich praca nie polega oczywiście na dostarczaniu prawd 0 świecie, ale na tworzeniu rzeczy konkretnych i namacalnych, Nie Bą rozliczani z opublikowanych prac 1 nie ćwiczą się w ich tworzeniu, ale dążą do wykorzystania wszystkiego, co może im pomóc w projektowaniu i konstruowaniu. Czytają tylko pewien rodzaj opracowań, ale czytają namiętnie, a pisać nie muszą i w swojej masie nie chcą, Takie rozróżnienie pomiędzy ludźmi nauki i techniki staje się bardziej oczywiste, jeśli sobie uświadomimy, że to właśnie inżynierowie, a nie „filozofowie przyrody” są spadkobiercami dawnych, zamkniętych systemów wiedzy.
Dla rzemieślnika poznanie pewnych „tricków” zawodowych przesądzało o jego sukcesie, toteż starał się on uzyskać do nich dostęp, strzegąc jednocześnie własnych tajemnic przed konkurentami i nie dość lojalnymi uczniami. Cechowa organizacja rzemiosła chroniła wiedzę techniczną przed bezpłatnym rozpowszechnianiem równie skutecznie, jak obecnie system patentowy, licencjonowanie czy praktyka nakładania embarga na pewne produkty, Majster pilnował, aby terminujący u niego uczeń wyrobił w sobie najpierw posłuszeństwo i poczucie odpowiedzialności, później zaś dopiero samo rzemiosło. Dla czeladnika były to nieraz długie i trudne lata, nawet jeśli osładzała je od czasu do czasu jejmość majstrowa, wprowadzając młodego człowieka w inne jeszcze arkana, nie związane bezpośrednio z wybranym fachem. Nowożytne, eksperymentalne przyrodoznawstwo było jednym z rezultatów drukarstwa. Oplotło ono cały świat siecią komunikacyjną, o jakiej nie mogło być mowy w Średniowieczu. Uczeni uzyskali możliwość natychmiastowego reagowania na nowo pojawiające się idee i obserwacje.
Zaczęli blisko współpracować bez konieczności spotykania się. Ale i osobiste kontakty uczonych weszły dość szybko w nową fazę. Akademie i inne stowarzyszenia naukowe, powstające we Włoszech, a następnie w Anglii, Francji i innych krajach, skupiały ludzi o podobnych zainteresowaniach i umożliwiały im wspólne dokonywanie badań. Uczeni połowy XVII wieku okresu przełomowego dla kształtowania się nowej nauki dawali wyraz przekonaniu, że tylko zespołowy wysiłek umożliwi prześcignięcie starożytnych. Marin Mersenne pisał w 1635 roku do przyjaciela, że od dawna należało badać przyrodę w sposób zbiorowy i otwarty, „bez tajemnic i sekretów” (co stanowi tu aluzję do działalności prowadzonej przez alchemików). „Mielibyśmy dziś obycie ze wszystkimi zjawiskami, co mogłoby posłużyć za punkt wyjścia dla solidnego rozumowania, prawda nie spoczywałaby pogrzebana głęboko, natura nie byłaby już okryta tajemnicą i moglibyśmy podziwiać wszystkie jej cuda”, Akademie naukowe nie były jedyną płaszczyzną kontaktów między ludźmi wykształconymi w XVII wieku.
Wcześniej, bo już w okresie Renesansu, następuje zjawisko przemiany części średniowiecznych rzemieślników w intelektualistów. Nowe gmachy powstają w tym okresie dzięki ludziom zdolnym do spekulacji matematycznej, planowania, abstrakcyjnego myślenia przy projektowaniu budynków i organizowaniu robót. Wśród techników wojskowych i budowniczych fortyfikacji, malarzy i rzeźbiarzy, chirurgów, konstruktorów przyrządów nawigacyjnych i kreślarzy map pojawiają się coraz częściej specjaliści zdolni do pojęciowej analizy swoich czynności. Ich biegłość nie jest intuicyjna, ich mistrzostwo nie wywodzi się tylko z długich lat praktyki. Umieją oni korygować i doskonalić stosowane przez siebie procedury.
W odróżnieniu od genialnych skądinąd budowniczych katedr w XII i XIII wieku, dżentelmeni ci nie są zwykłymi majstrami. Najświetniejsze dwory poznają ich takie jako mistrzów słowa ludzi znających swoją wartość, pełnych ogłady i nie wyzbytych talentów dyplomatycznych, szlifowanych w służbie tego czy innego księcia. Chętnie nawiązywali oni kontakty z członkami uniwersytetów. Obie grupy interesowały się sobą nawzajem i potrafiły uczyć się od siebie. Pojawienie się tych inżynierów wiązano z rozpadem średniowiecznego obyczaju cechowego, z przemianami politycznymi we Włoszech, z postępem wyobraźni matematycznej i mechanicznej, ale istotnym czynnikiem był tu także nowy środek przekazu druk. Stwarzał on inżynierom możliwość informowania ewentualnych klientów o własnych zdolnościach. Wielu z nich chwytało zatem chętnie za pióro.
Leonardo da Vinci (1452-1519), opisywany zazwyczaj jako wybitny inżynier Renesansu, nie należał jeszcze do tej grupy i z opora-' mi ujawniał swoją wiedzę. Od połowy XVI do połowy XVII wieku przez Europę przeszły jednak fale publikacji technicznych; rozmaite „teatry maszyn” i inne książki o tematyce inżynierskiej. Nawyk przekonującego wypowiadania się na piśmie szesnastowieczni inżynierowie zawdzięczają swoim przyjaciołom humanistom. Wielu z nich nauczyło się nawet łaciny i robiło prawdziwą karierę intelektualną, tłumacząc i komentując klasyczne, dawne teksty techniczne Archimedesa, Herona czy Witruwlusza. Inni publikowali swoje prace w językach „miejscowych”, takich jak włoski, francuski i angielski, co wymagało niejakiej odwagi, jako że ludzie z pretensją do uczoności powinni byli pisać w języku starożytnych Rzymian. Oni także zostali jednak docenieni i cieszyli się szacunkiem elit akademickich i dworskich. Wydawać by się mogło, że znikać zaczęła przepaść pomiędzy kulturą humanistyczną, a kulturą techniczną oraz pomiędzy teorią i praktyką. A jednak w następnych stuleciach wydarzenia potoczyły się inaczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz